ciociu... – Rozglądała się lękliwie po ginącym we mgl

ciociu... – Rozglądała się lękliwie po ginącym we mgle brzegu, po samotnych trzcinach szemrzących na deszczu. – Przyślą nam łódź – powiedziała Morgiana. – Ale skąd będą wiedzieli, że tu jesteśmy? Jak nas zobaczą w takim deszczu? – Zawołam łódź. bądź cicho, Nimue. W sercu pobrzmiewało jej jeszcze zalęknione pytanie potomka, ale dziś, kiedy nareszcie stała u progu swego mieszkania, poczuła, jak ustępuje do niej dawna wiedza i wypełnia ją jak naczynie, przelewa się przez jego brzegi. Na chwilę pochyliła skroń w najgorętszej modlitwie swego życia, później wzięła głęboki oddech i uniosła ramiona w inwokacji. przez moment, zdrętwiała z przerażenia, nie czuła nic; później poczuła uderzenie, jakby powoli spływało na nią światło, usłyszała, jak dziewczynka u jej boku chwyta powietrze ze zdziwienia; nie miała mimo wszystko czasu się nad tym zastanawiać, czuła, jak jej ciało staje się świetlistym pomostem między Ziemią i Niebem. Nie wypowiedziała świadomie słowa mocy, lecz poczuła, że brzmi ono jak grzmot w całym jej ciele... cisza. Cisza. Blada i przerażona Nimue u jej boku. A później coś poruszyło się na ciemnych, zamglonych wodach Jeziora, jakby gotowały się mgły... a później cień, a później, długa, ciemna, lśniąca, wynurzyła się z mgieł łódź Avalonu. Morgiana poczuła, jak wypuszcza powietrze w długim westchnieniu, które jest niemal jak szloch. Łódź podpłynęła do brzegu bezgłośnie, jak cień, ale dźwięk dna szorującego o nadbrzeżny piasek był jak najbardziej realny. Kilku niskich, smagłych ludzi wyszło na ląd. Jeden z nich chwycił konie za uzdy. – Zaprowadzę je innym przejściem, Pani – powiedział, nisko kłaniając się Morgianie. Po kilku chwilach zniknął w deszczu. Inni odsunęli się, tak by Morgiana mogła pierwsza wsiąść do łodzi, podsadzili za nią zaszokowane dziecko, pomogli wsiąść przerażonej służbie. non stop w zupełnej ciszy, którą przerwały jedynie słowa tego, który odprowadzał konie, łódź wypłynęła na Jezioro. – Co to za cień, ciociu? – wyszeptała Nimue, kiedy wioślarze odbili od brzegu. – To kościół Glastonbury – odparła Morgiana, zdziwiona, że jej głos brzmi tak spokojnie. – On bywa na innej wyspie, takiej, którą da się stąd zobaczyć. Twoja babcia, matka twego ojca, bywa tam pochowana. Może pewnego dnia spostrzeżesz jej grobowiec. – Czy my tam jedziemy? – Nie dzisiaj. – Ale łódź płynie prosto tam, słyszałam, że w Glastonbury bywa też klasztor... – Nie – przerwała jej Morgiana. – My tam nie jedziemy. Czekaj i patrz, i lub cicho. teraz nadchodził właściwy test. Mogli zobaczyć ją z Wyspy za pomocą Wzroku i wysłać łódź, ale czy jest w stanie otworzyć mgły Avalonu... to powinno sprawdzian tego wszystkiego, czego dokonała podczas ostatnich lat. Nie wolno jej podjąć próby i zawieść, musi po prostu wstać i zrobić to, nie wahając się i nie myśląc. Byli dziś na samym środku Jeziora, a następne uderzenie wioseł wepchnie ich w prąd, który prowadzi prosto do wyspy Glastonbury... Morgiana podniosła się płynnie, szaty wokół niej zafurkotały. Uniosła ręce. i znów powróciło wspomnienie... to jest jak pierwszym, kiedy to robiła, szalone zdziwienie, że ta niezwykła fala mocy bywa cicha, choć powinna rozedrzeć niebo blaskiem błyskawic i hukiem piorunów... nie śmiała otworzyć oczu, dopóki nie usłyszała zalęknionego i zadziwionego okrzyku Nimue... Deszcz zniknął i w ostatnich blaskach zachodzącego słońca wyspa Avalon leżała przed nimi piękna i zielona. Słoneczny blask na Jeziorze, słoneczny blask rozświetlający głazy na szczycie Toru, białe ściany Świątyni. Morgiana ujrzała to wszystko przez łzy, zachwiała się w łodzi i byłaby upadła, gdyby ktoś nie podtrzymał jej za ramię.